Wiedza psychologów, ale także i prawników o tym
jak silnie nasze decyzje uwarunkowane są biologicznie jest coraz szersza. Oznacza
to zarówno, że coraz więcej na ten temat wiemy jak też i że coraz więcej osób
zna wyniki badań w tym zakresie. Chyba jednak nie w Polsce. Kiedy w ubiegłym
roku grupa badaczy z Izraela skonstatowała, że sędzia orzekający po lunchu
wydaje łagodniejsze wyroki dla podsądnego, informacja o tym, wśród znajomych
sędziów spotkała się z jednoznacznie negatywną reakcją dyskredytującą sam
przedmiot badań. Tymczasem wydaje się, że te badania spełniały podstawowe standardy
metodologiczne. Były one
zresztą bardzo proste i polegały na analizie orzeczeń w sprawie warunkowego zwolnienie
z zakładu karnego. Próba orzeczeń była nie mała (ponad 1000), a liczba orzeczeń
korzystnych dla więźniów rosła znacząco (ponad rozkład normalny) po przerwie
lunchowej.[1]
Z innych badań z kolei wynikało, że wyjaśnianie sędziom biologicznych podstaw
psychopatii sprawia, że orzeczenia karne w tym sprawach są łagodniejsze przeciętnie
o rok. Jeszcze ciekawszy wpływ ma np. wynik rzutu kostką, co jest zapewne związane
z tzw. efektem zakotwiczenia (o tym pisałem w tekście: Efekt zakotwiczenia. Czy kontrola instancyjna orzeczeń ma jakikolwiek sens).
Te badania jak i szereg innych potwierdzają
intuicyjnie znaną tezę, że trudniejszą do podjęcia decyzją, a tym samym
bardziej podatną na wpływ biologicznych uwarunkowań, jest decyzja dot. wymiaru
kary (lub zasądzanej kwoty w sprawach cywilnych) niż decyzja rozstrzygająca
sprawę co do zasady (winny – niewinny, odpowiedzialny – nieodpowiedzialny). O
tym donosi The Economist w ostatnim
numerze w tekście A Judgement Call.
Artykuł stawia jednak kluczowe pytanie: Co z tego, że potrafimy identyfikować
niektóre z naszych uprzedzeń poznawczych? W jaki sposób powinniśmy postępować
aby ich efekt maksymalnie zredukować? Niezależnie bowiem od wyznawanej koncepcji
sprawiedliwości nikt nie zgodzi się na to aby wysokość wyroku zależała od
lunchu!
Psychologowie i regulatorzy testują kilka możliwych
sposób podejścia do tematu. Najprostszym byłoby tworzenie ścisłych reguł
wiążących sędziego, określających kazuistycznie w jakich okolicznościach
zapadać ma jakie orzeczenie. Coś na kształt taryfikatora mandatów. Oczywiście
w takim przypadku, jedna z podstawowych zasady socjologicznej szkoły prawa karnego
– zasada swobodnego uznania sędziego idzie do kosza. Na to nie bardzo jest
przyzwolenie samych sędziów. Inni z kolei próbują powrócić do instytucji ławy przysięgłych.
Wydaje się bowiem, że kolektywne decyzje są mniej podatne na tego typu indywidualne
uprzedzenia. Jednakże mechanizm podejmowania takich decyzji i ewentualny wpływ
osobniczych uprzedzeń, nie jest do końca rozpoznany. Innym problem jest, często
podnoszona niekompetencja nieprofesjonalnych ławników. Badania przeprowadzane w
latach 70-tych w Polsce wykazały tu znaczną podatność ławników na procesową
manipulacje. Mówiąc trywialnie zawodowi sędziowie okazywali się bardziej
odporni na „krokodyle łzy” na sali rozpraw. Jeszcze innym problemem są koszty takiego
rozwiązania.
Pomysłem, który jest mi najbliższy jest edukacja i
trening. Zaakceptowanie naszej powszechnej podatności na poznawcze i
biologiczne uprzedzenia, czyni nas bardziej krytycznymi co do własnych decyzji.
Trening w warunkach kontrolowanych pozwala zaś na wypracowania w organizmie
mechanizmów ostrzegawczych. Jest w tym względzie szereg wzorców, z których
można czerpać. Jednym z nich jest np. superwizja i rola superwizora w terapii (mogliśmy
się z nią zapoznać przy okazji serialu Bez
tajemnic emitowanego przez HBO). Czy doczekamy się kiedyś sędziego
superwizora? Chyba nie szybko.
[1] Więcej na ten temat można przeczytać w tekście: Justice Is Served,But More So After Lunch: How Food-Breaks Sway The Decisions Of Judges.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz