Alex Rosenberg,
amerykański filozof ekonomii na Duke University zadaje pytanie: Jeśli ekonomia
jest nauką, to co to za nauka? U podstaw tego pytania leży zadziwienie
filozofów, jak to możliwe, że nauka o tak istotnym znaczeniu dla społeczeństwa,
ukształtowana ponad 200 lat temu na podobieństwo nauk ścisłych, stosująca na
ogromną skalę matematyczny aparat obliczeniowy, ma tak mizerne wyniki w
zakresie predykcji możliwych do zweryfikowania empirycznie. Po latach studiów Rosenberg
odpowiada na to pytanie nieco zaskakująco: Ekonomia jest nauką biologiczną i
historyczną. Jej głównym przedmiotem badań jest bowiem aktywności jednego z
gatunków biologicznych, homo sapiens.
Ekonomia bada w jaki sposób gatunek ów dostosowuje swoje działania i
podejmowane decyzje do zastanych wyzwań, głównie środowiskowych. Takie ujęcie
ekonomii sprawia, że w istocie można tam dopatrzyć się tylko jednego prawa:
ewolucyjnego prawa doboru naturalnego. Wszelkie pozostałe generalizacje nie są
żadnymi prawami ekonomii, tylko uchwytnymi, przejściowymi trendami,
obrazującymi aktualną strategie dostosowanie się badanego gatunku do
środowiska. Rosenberg z satysfakcją stwierdza, że w ostatnich czasach nauka
ekonomii czyni, mniej bądź bardziej świadomie, użytek z takiego podejścia,
rozwijając trzy obszary badań: analizy strategii jednostek oparte na teorii
gier, czerpanie wiedzy nt. jednostkowych strategii z ustaleń nauk kognitywnych
i psychologii społecznej oraz rozwijanie modeli interakcyjnych opartych na
założeniu niedoskonałej wiedzy i asymetrii informacji. Ten kierunek myślenia
jest mi bliski. Ale patrząc na programy studiów ekonomicznych w Polsce to
jeszcze się nie przyjął. W dostępnym poniżej eseju proponuję nieco inne
spojrzenie na dotychczasowe osiągnięcia „ponurej nauki”. Na wstępie zaś
wyjaśniam, dlaczego ta nauka jest nazywana ponurą.
Na blogu publikowane są teksty z obszaru filozofii nauki, a w szczególności filozofii ekonomii oraz teorii i praktyki prawa.
środa, 16 maja 2012
wtorek, 15 maja 2012
Pułapki planowania podatkowego: Rezydencja podatkowa
W dość powszechnym przeświadczeniu
unikanie opodatkowania nie jest szczególnie trudną sztuką. Ot, wystarczy założyć spółkę w jakimś raju
podatkowym, może Seszele, a może Cypr (pomimo obecności w Unii Europejskiej od
8 lat nadal kojarzony jest z rajem podatkowym) i poprzez taką spółkę zrealizować
zamierzoną transakcję. Ewentualny dochód powstanie po stronie owej spółki,
która albo nie zapłaci w ogóle podatku, albo też zapłaci duży niższy niż w
rodzimej jurysdykcji. Gdybyż to jednak było takie proste, zapewne mało kto
decydowałby się na prowadzenie działalności w krajach o wysokim (normalnym)
opodatkowaniu.
Ani planowanie
podatkowe nie jest takie proste, ani administracja podatkowa nie taka głupia.
Po drodze na podatników czeka szereg pułapek, które często bagatelizowane są
także przez samych doradców. Jest w tym zresztą pewna logika zysku. Jeśli wynagrodzenie
doradcy ustawione jest tak, iż otrzymuje on określony udział w domniemanych oszczędnościach
podatkowych (co jest dość częstą praktyką) to jego główna motywacja skupia się
na przekonaniu klienta, że owe podatkowe oszczędności rzeczywiście zostały lub
zostaną osiągnięte. Nie ma on żadnego interesu w podkreślaniu ewentualnego
ryzyka związanego z wdrożeniem określonej struktury. W szczególności nie ma tego
interesu w przypominaniu klientowi, że prawdziwym testem będzie ewentualna
kontrola podatkowa, na którą, przynajmniej w Polsce, administracja finansowa ma
ponad 5 lat.
Spośród licznych
pułapek podatkowych czyhających na podatników niechętnych płaceniu podatków,
jedną z bardziej niedocenianych jest kwestia tzw. rezydencji podatkowej osoby
prawnej. Osoba prawna bowiem, rozliczać
winna swoje zobowiązania podatkowe, co do zasady nie w kraju według prawa którego
została założona (albo gdzie została zarejestrowana), ale w kraju gdzie posiada
rezydencję podatkową. Najczęstszym kryterium owej rezydencji podatkowej jest
miejsce w którym siedzibę ma zarząd spółki. Jeśli zaś zarząd jest wielonarodowy
i jego członkowie rozlokowani są w różnych miejscach, decydującym będzie
miejsce sprawowania tzw. „fatycznego zarządu” lub miejsce tzw. „ośrodka
kontroli”. Jak widać trudno tu o jednoznaczność, niemniej podstawowa intuicja
winna być taka, że w kraju, w którym podejmowane są kluczowe decyzje, powinny
być płacone podatki. Z problemem rezydencji podatkowej związany jest cały
szereg kazuistycznych praktyk i rozstrzygnięć np. takich, że w spółce większość
zarządu winni stanowić mieszkańcy kraju, w którym płacone mają być podatki albo
też, że w kraju tym winny odbywać się protokołowane posiedzenia zarządu. No
boku kwestii rezydencji podatkowej jest jeszcze problem tzw. zakładu
podatkowego. Nawet bowiem jeśli nie będzie żadnych wątpliwości, że siedziba zarządu
spółki jest na Cyprze (bo tam miała być), to ustanowienie w Polsce stałego,
zależnego przedstawiciela spółki cypryjskiej będzie prowadziło do powstania
owego zakładu podatkowego i opodatkowania jego zysków polskim podatkiem
dochodowym. Rozważmy kilka typowych przypadków nadużyć w tym zakresie:
1. Spółka zagraniczna posiada zarząd wieloosobowy,
składający się w większości z lokalnych rezydentów. Prezesem zarządu jest jednak
mieszkaniec i obywatel polski z prawem do jednoosobowego podejmowania edycji,
podczas gdy pozostali członkowie zarządu muszą mieć jego zgodę. Jedynym
majątkiem spółki zagranicznej są udziały w polskiej spółce, którą zarządza ten
sam prezes zarządu. Jedyne dochody spółki zagranicznej pochodzą z dywidendy wypłacanej
przez polską spółkę i gromadzone są na rachunku w polskim banku, do którego upoważnienie
posiada wyłącznie prezes zarządu.
2. Spółka zagraniczna posiada tzw. dyrektora korporacyjnego
tzn. jej zarząd stanowi inna spółka mająca osobowość prawną. Jest ona co prawda
zarejestrowana w tej samej jurysdykcji co spółka zarządzana, ale jej zarząd z
kolei stanowią wyłącznie polscy rezydenci. Co jakiś czas udają się na
posiedzenie zarządu w kraju rejestracji spółki, z którego to posiedzenia
sporządzany jest protokół. W Polsce prowadzona też jest księgowość obu spółek.
3. Spółka zagraniczna otwiera w polskim biurze
maklerskim rachunek inwestycyjny. Poprzez rachunek ten dokonuje operacji zakupu
i sprzedaży akcji spółek notowanych na GPW. Rachunek zostaje otwarty przez
członka zarządu, polskiego rezydenta, dysponującego specjalnym umocowaniem do
jego otwarcia i prowadzenia. Tenże członek zarządu jednoosobowo zarządza
rachunkiem, dokonując zakupów i sprzedaży akcji.
Pierwsze dwa opisane
przypadki implikują ryzyko uznania spółki zagranicznej za polskiego rezydenta
podatkowego i podanie jej w całości opodatkowaniu polskim podatkiem dochodowym.
W trzecim przypadku ryzyko polega na uznaniu, że przedstawiciel operujący na rachunku
inwestycyjnym spełnia definicję zależnego przedstawiciela tworzącego zakład zagranicznej
spółki w Polsce. Zyski osiągnięte na rachunku inwestycyjnym byłby opodatkowane
według polskiego prawa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)