środa, 5 czerwca 2013

Mój nowy idol – Ben Bernanke



Właśnie wygłosił przemówienie skierowane głównie do studentów Uniwersytetu w Princeton, które w dość niezwykłej formie ujawniło jego przekonania z zakresu filozofii ekonomii, polityki oraz etyki (Puls Biznesu z 5 czerwca 2013 r. Całe przemówienie dostępne jest pod adresem http://vimeo.com/67523271). Od razu stał się moim idolem, jako że pod większością tych tez mogę się śmiało podpisać. O czym mówi nam szef amerykańskiej rezerwy federalnej?
1.       O nieprzewidywalności w zakresie naszych życiowych wyborów oraz w zakresie nauki, będącej pochodną tych wyborów – ekonomii: „Życie jest nieprzewidywalne. Jeśli mając 22 lata myślisz, że wiesz, gdzie będziesz za 10 lat, to się mylisz”, „Ekonomia to wyrafinowana nauka, która specjalizuje się w tłumaczeniu prowadzącym politykę gospodarczą, dlaczego ich przeszłe decyzje były niewłaściwe, zaś prawie nic nie mówi o przyszłości.” Jeśli szef FED, od 17 lat zajmujący się ekonomią jako naukowiec, wyraża takie przekonanie co do jej siły predykcyjnej, to musi być szczególnym ryzykantem w zakresie podejmowanych przez niego decyzji politycznych. I jest nim, a co więcej innym zaleca to samo.
2.       O podejmowaniu ryzyka: „Nie bój się porażki. Jeśli po zejściu z boiska okazuje się, że nie pobrudziłeś stroju, to przeszedłeś obok meczu”. W tym zakresie jest dziedzicem znakomitej tradycji w historii myśli ekonomicznej. Od Cantillona poprzez Knighta, ryzykanci (głównie przedsiębiorcy) postrzegani byli jako czynnik stabilizujący gospodarkę oraz popychający ją do przodu. Ale uzasadnienie dla takiej postawy jest także związane z indywidualną satysfakcją ryzykanta. Tu Bernanke staje się orędownikiem ekonomii szczęśliwości („Skup się na byciu lepszym człowiekiem. Jeśli nie czujesz się dobrze w swojej skórze to nawet największe osiągnięcia , nie przyniosą ci satysfakcji”).
3.       O moralnym obowiązku działania dla powszechnego dobra i o talentach, ale także o tym, że większość z nas stara się to robić: „Najbardziej utalentowani ludzie muszą przyjmować największą odpowiedzialność”. Jak wynika z treści jego wypowiedzi Ben Bernanke jest tradycji żydowskiej, ale tym stwierdzeniem wpisuje się w myśl chrześcijańską od czasów ewangelii (przypowieść o talentach) i ojców kościoła. Cytuje wprost św. Łukasza. Wpisuje się także w arystotelejską etykę cnót. Ale działanie dla wspólnego dobra to myśl która jest przynajmniej pozornie, sprzeczna z podstawowym założeniem ekonomii klasycznej jaką była jednostka instrumentalnie realizująca swoje egoistyczne potrzeby (homo oeconomicus). Podkreślam – pozornie. Adam Smith bowiem to założenie wykorzystywał wyłącznie do wyjaśniania samoregulacyjnych mechanizmów gospodarki. W swoich pismach etycznych przedstawiał inną wizję natury człowieka, która wyposażona była w naturalne dyspozycje (uczucia moralne), skłaniające ją do współpracy z innymi ludźmi. Źródłem tych dyspozycji były moralne oceny wyrażone w odniesieniu do innych ludzi, które prowadzić miały do ukształtowania, abstrakcyjnego, wewnętrznego obserwatora, prekursora superego. Jeśli taka koncepcja ludzkiej natury byłaby prawdziwa, to powszechne (zwłaszcza w Polsce) oskarżanie polityków o prywatę i partykularyzm jest w znacznej części nieusprawiedliwione. Tak też sądzi Bernanke: „Większość polityków stara się robić dobrą robotę. Jeśli masz predyspozycje to warto spróbować.” Ale zauważa także, że przypisywanie im realizacji jakiegoś planu, zakładającego ich złe intencje pozostaje w sprzeczności z tezą o nieprzewidywalności konsekwencji naszych decyzji. „Jeśli myślicie, że negatywne skutki niektórych posunięć polityków wynikają z ich złej woli, ogromnie przeceniacie efektywność ich działania.”
4.       O silnym zdeterminowaniu naszych życiowych wyborów przez nasza biologiczną konstrukcję i o możliwości przełamywania tego. „Mądrze wybieraj partnera: piękno zewnętrzne to sposób, w jaki ewolucja nauczyła nas rozpoznawać, że druga osoba nie ma zbyt dużo pasożytów jelitowych. Poza nim są jednak inne ważne sprawy.” Jak widać szef FEDu czerpie całymi garściami z różnych szkół ekonomicznych, w tym także tych silnie nieortodoksyjnych, behawioralnych i ewolucyjnych. Drzemiący w nas „zwierzęcy instynkt” pozwala lepiej zrozumieć wiele irracjonalnych zachowań rynkowych. Jest w tym jednak także szczypta optymizmu. Ostatecznie to nasz rozum podpowiada nam jakie „inne ważne sprawy” winniśmy brać pod uwagę i choć nie jest to łatwe, to wiedza dot. tego instynktu, pozwala nam lepiej wybierać.
5.       O tym jakie to „inne ważne sprawy” są warte aby za nimi podążać. „Liczy się ciężka praca. Zwykli ludzie, którzy pracują uczciwie, są często nie tylko bardziej godni szacunku od tych którym się powiodło, ale też lepsi z nich kompani do piwa.” Praca przynosi satysfakcję i jest, jak dotąd najlepszą statystycznie receptą na względnie dostatnie i szczęśliwe życie. W największym stopniu przyczynia się też do budowania dobrobytu powszechnego. Sukces, zwłaszcza finansowy, często bywa efektem przypadku (co jest spójne z tezą o nieprzewidywalności konsekwencji naszych działań). Ci którzy go doświadczyli, w gruncie rzeczy nie mają nam nic ciekawego do powiedzenia. Przeceniając własny udział w owym sukcesie,  udzielą nam w najlepszym wypadku zestawu wskazówek, które zaprowadzą nas na manowce, a przy tym będziemy musieli przy piwie znosić ich pyszałkowatą postawę. Lepiej pić z ciężko pracującymi. Jest szansa, że ci prawdziwie docenią chwilę prostej rozrywki.

poniedziałek, 25 lutego 2013

O moralności danin publicznych



W dzisiejszej Gazecie Prawnej znajduje się informacja o planowanej przez Ministerstwo Finansów akcji informacyjno-edukacyjnej „Z naszych podatków – dla nas” mającej na celu uświadamianie obywatelom, że wszyscy powinni ponosić ciężary publiczne i że środki gromadzone w ten sposób, służą wspólnym celom. Ministerstwo uzasadnia konieczność takiej akcji wynikami badań pokazujących, że co trzeci Polak traktuje płacenie podatków jako nieprzyjemny obowiązek i nie wie, na co są one przeznaczane.  Jak sądzę w tle jest jeszcze jeden problem, który Ministerstwo podnosi w uzasadnieniu do kolejnych projektów nowelizacji ustaw podatkowych. W ostatnim okresie bowiem skłonność obywateli do stosowanie przeróżnych instrumentów tzw. optymalizacji podatkowej wydaje się istotnie rosnąć.  To oczywiście przekłada się na spadające wpływy do budżetu. Walka zaś z optymalizacją poprzez zmiany prawa krajowego i międzynarodowego (umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania) wydaje się mało skuteczna. Łatając jedne dziury, kreuje się przy okazji nowe. Idealnie byłoby zatem, gdyby podatnicy zachcieli z nich nie korzystać dobrowolnie.  
Jak to jest z tymi podatkami? Czy stanowią one li tylko nieprzyjemny obowiązek, czy też w ramach akceptowalnych systemów etycznych można twierdzić, że ich płacenie jest nakazem moralnym? Wbrew pozorom jest to istotny problem. Wielu podatników, zwłaszcza tych płacących wysokie podatki, zadaje sobie to pytanie i dokonuje pewnych osobistych rozstrzygnięć i racjonalizacji swoich decyzji. Jako prawnik zajmujący się podatkami oraz filozof również czuję się legitymowany do wypowiedzi w tej kwestii. W bardzo dużym uproszczeniu można powiedzieć, że kultura europejska kręci się wokół dwóch źródłowych systemów etycznych: chrześcijańskiego, którego emanacją jest etyka tomistyczna oraz utylitarystyczego, wywodzonego od Benthama i Milla, XIX-wiecznych filozofów liberalnych.  Elementy solidaryzmu społecznego i konieczności ponoszenia pewnych ciężarów na potrzeby dobra wspólnego istnieją w obu tych systemach.  Zapewne w etyce chrześcijańskiej ów solidaryzm jest znacznie silniejszy. Mogą być też one różnie uzasadniane. W etyce utylitarystycznej dominować będzie przeświadczenie o wzajemnych korzyściach płynących ze wspólnie subsydiowanego życia społecznego. Oba te systemy będą jednak zgodne co do podstawowej kwestii: Danina publiczna będzie moralna lub nie niezależnie od obowiązującego prawa. Ogólnie to oczywiście mamy obowiązek przyczyniać się do dobra wspólnego, ale w szczegółach niestety tkwi diabeł. Może być bowiem tak, że prawo stanowić będzie o niesprawiedliwych podatkach i wówczas uzasadnienia dla moralnego obowiązku ich płacenia należy doszukiwać się gdzieś indziej. Fakt zniesienia podatku od spadku w tzw. I grupie podatkowej jest takim przykładem. Podatek ten powszechnie odbierany był jako niesprawiedliwy (a przy tym mało efektywny budżetowo, co nie pozostało bez wpływu na decyzję o jego zniesieniu). Czy ci którzy płacili go zanim został zniesiony wykonywali w istocie jakiś moralny obowiązek?  Być może tak, ale był to raczej obowiązek utrzymywania określonego ładu społecznego (który sam w sobie może być wartością) i posłuszeństwa wobec legitymowanej władzy.  Dorzućmy do tego jeszcze problem efektywności ściągania danin publicznych, co jest istotnym czynnikiem decydującym o ich normatywnym kształcie. Innymi słowy to jakie mamy podatki zależy w niewielkim stopniu od tego na ile one są moralnie uzasadnione, a w większym stopniu od tego na ile efektywnie można je ściągać. Stąd supremacja podatków pośrednich, konsumpcyjnych nad dochodowymi i majątkowymi. Koniec końców okazuje się zatem, że w naszych moralnych obowiązkach podatkowych nie wyjdziemy raczej poza ogólne stwierdzenia, że jakieś ciężary publiczne trzeba ponosić i że jakiś ład społeczny jest pożądany.  Trochę na wyrost, można pokusić się o dalsze postulaty, że wysokość tych danin powinna być w jakiś sposób odniesiona np. do poziomu zamożności (proporcja do dochodów), poziomu konsumpcji (akcyza na wyroby luksusowe) albo też poziomu wykorzystania infrastruktury publicznej (podatek od nieruchomości, opłaty postojowe na rzec samorządów). Szczegóły zaś zawsze reguluje ustawa, a ta niekoniecznie musi być moralnie uzasadniona. Nie da się zatem z systemów etycznych wywieść normy nakazującej maksymalizację obciążeń podatkowych. Nie da się także wywieść zakazu stosowania ulg podatkowych oraz rozwiązań redukujących obciążenia, niezależnie od tego na ile zostały one przez bezosobowego „ustawodawcę” przewidziane lub nie. Zakładając, że uznajemy ład społeczny za wartość, nie pozostaje nic innego jak trzymać się obowiązującego prawa. Trzymanie się tegoż, oznacza jednak jeszcze jeden postulat moralny. Nie oszukujemy. Czym innym jest wybór optymalnej podatkowo formy prawnej prowadzenia działalności gospodarczej (spółka komandytowa zamiast spółki z ograniczoną odpowiedzialnością czy też podatek zryczałtowany zamiast progresywnego), a czym innym tworzenie na papierze pozornych czynności, które przed organami podatkowymi sprawić mają wrażenie, jakoby stan faktyczny kreujący obowiązek podatkowy był zgoła odmienny od rzeczywistego.