W najnowszym numerze Świata Nauki (polska edycja Scientific American) Michael Shermer[1]
opisuje szereg efektów związanych z naszym odbiorem osób, które przedstawiają
nam się w różnych okolicznościach. Z
szeregu eksperymentów wiadomo, że osoby postrzegane jako przystojne, będą uchodziły
za bardziej wiarygodne. Osoba
wypowiadająca się szybko, zdecydowanie z
odpowiednim modulowaniem swojego głosu, będzie postrzegana jako bardziej
inteligentna. Klasycznym przykładem, na który powołuje się Shermer jest słynna
debata Nixona z Kennedym, bodaj pierwsza, która transmitowana była w telewizji.
Wypoczęty i opalony Kennedy zrobił zdecydowanie lepsze wrażenie na widzach niż
zmęczony i pocący się Nixon. Jednak ci którzy nie oglądali debaty, a słuchali
jej w radiu, byli skłonni przyznawać zwycięstwo Nixonowi. A gdzie w tym wszystkim racje merytoryczne?
Niestety wydaje się, że są tu całkowicie
wtórne. Ogromne znaczenie jakie dla naszej percepcji osoby mają efekty
wokalno-wizualne znają dobrze
psychologowie pracy. Profesjonalnie
przygotowany proces rekrutacji przyznaje rozmowie kwalifikacyjnej bardzo
niewielkie znaczenie, najchętniej całkowicie ją eliminując albo powierzając profesjonalnemu
doradcy, a nie bezpośrednio zainteresowanemu. Znaczenie przykłada się przede wszystkim
dla analizy CV i wykazanych tam kompetencji i doświadczenia ew. pewnym testom
sprawdzającym przydatność kandydata do określonych zadań. Co ciekawe, indywidualna
ocena jest dokładnie odwrotna. Wbrew wynikom badań i eksperymentów jesteśmy
skłonni przypisywać bardzo dużą trafność naszym intuicyjnym ocenom opartym na bezpośredniej
ekspozycji na osobę.
Ta, wydaje się powszechna wiedza, nie przenika
jednak na salę rozpraw, a przynajmniej nie w procesie kontynentalnym. Tu
króluje zasada bezpośredniości, powszechnie uznana za najlepsze narzędzie oceny
wiarygodności dowodów. Zdecydowana większość sędziów jest przeświadczona o
trafności swoich ocen i tym samym skutecznie impregnowana na wiedzę pozyskaną
przez psychologów. To, że tak jest wynika z szeregu eksperymentów prowadzonych
także w obszarze procesu sądowego. Wiemy np. że atrakcyjniejsi fizycznie sprawcy
otrzymują niższe wyroki.[2]
Efekt ten staje się zdecydowanie silniejszy gdy sprawcą jest kobieta.[3]
Ta wiedza i jej brak po stronie organów
orzekających pozwala tłumaczyć wiele absurdalnych orzeczeń, gdzie ustalenia
sądu wydają się ewidentnie sprzeczne z materiałem dowodowym. Pamiętam z naszej
procesowej praktyki sprawę rozwodową pomiędzy kobietą, której mąż dopuścił się małżeńskiej
zdrady, a następnie ja porzucił dla nowej kochanki. Sprawa banalna i oczywista.
Skład orzekający, jak to w sądach rozwodowych w większości damski. On wysoki,
przystojny, wypowiadający się spokojnie i rzeczowo. Nie przeczył samej zdradzie,
ale skupiał się na przyczynach które rzekomo do niej doprowadziły (w większości
banalne). Ona, zmęczona, wystraszona. Jeśli zabierała głos trzeba było trochę
wysiłku aby zrozumieć o co chodzi. Na przesłuchanie stron, chcąc wyglądać
lepiej zastosowała dość agresywny makijaż. Zbyt agresywny. Rozwód orzeczono z
winy obu stron. Dopiero sąd drugiej instancji, nie oglądając na oczy małżonków,
zmienił orzeczenie uznając wyłączoną winę męża. W uzasadnieniu ustnym nie mógł
nadziwić się jak na podstawie tego materiału można było dojść do wniosku, że
pozwana ponosi winę w tzw. rozkładzie pożycia małżeńskiego.
[1] Michael Shermer jest znanym popularyzatorem wiedzy z zakresu psychologii eksperymentalnej.
W Scientific American prowadzi stałą rubrykę. Po polsku ukazała się jego książka
Rynkowy umysł.
[2] Sigall, H., Ostrove, N. (1975), Beautiful
but dangerous: Effects of offender attractiveness and nature of the crime on
juridical judgement. Journal of Personality and Social Psychology, 31,
410-414;
[3] Efran, M. (1974). The Effect
of Physical Appearance on the Judgment of Guilt, Interpersonal Attraction, and
Severity of Recommended Punishment in a Simulated Jury Task. Journal of
Research in Personality 8: 45-54
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz