Zbigniew Herbert jest moim
ulubionym poetą. Wśród wszystkich znanych mi poetów ma niewątpliwie u mnie najwyższy
wskaźnik cytowalności. Jest ku temu wiele powodów – dobra znajomość filozofii i
uwrażliwienie na jej problemy, znakomite kontrastowe zestawienie z
wykorzystaniem dobrze znanych z historii postaci, ale także, a może przede wszystkim
nieuleczalne rozerwanie pomiędzy klasycznym, uporządkowanym światem – logosem,
a subiektywnie odczuwanym rozedrganiem ludzkiej duszy i chaosem postrzeżeń. Nad
tym wszystkim góruje absolutny prymat etyki, dla której nie sposób znaleźć
racjonalnego uzasadnienia („bądź odważny gdy rozum zawodzi”). Owo rozerwanie
wyzwala chęć postawienia pytania: Czy Pan Cogito jest racjonalistą w stylu
Kartezjusza (na co wskazuje jego imię), czy egzystencjalistą skupionym na swoim
cierpieniu? A może jest konstruktywistą, który w ślad za Kantem neguje nasz
poznawczy dostęp do „rzeczy w samych w sobie” – noumenów, uznając że świat
który postrzegamy jest li tylko konstruktem, projekcją naszego umysłu. Na to
jak postrzegamy ów świat większy wpływ będzie miała nie jego istota, ale raczej
to jakimi kategoriami rządzi się nasz umysł. Baruch Spinoza chciał dotrzeć do
istoty rzeczy. Szukał pewników, aksjomatów na wzór euklidesowej geometrii, na
których mógłby zbudować rozumowanie niezawodne. Metoda czysto kartezjańska. Kartezjusz
za pewnik uznał fakt swojego myślenia (cogito) wskazujący niezawodnie na
egzystencję. Amsterdamski filozof poddany został jednak, jak opowiada Pan
Cogito, okrutnej pokusie.
Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy
[Dlaczego Spinoza
poddany jest pokusie? Jego filozofia pełna jest niepewności. Swoje pewniki
wolał określać mianem propozycji. Ale niewątpliwie u ich podstaw tkwiło
głębokie przekonanie o możliwości poznania istoty rzeczy przy zastosowaniu owej
racjonalnej metody. Kusiciel, którym w tym przypadku jest sam Bóg (dodajmy, że
Spinoza w osobowego Boga nie wierzył), musiał znaleźć w nim łatwy materiał na
taką pokusę.]
Baruch Spinoza z Amsterdamu
zapragnął dosięgnąć Boga
szlifując na strychu
soczewki
przebił nagle zasłonę
i stanął twarzą w twarz
[Można zatem
powiedzieć, że Spinozie w końcu się udało. Zasłona i jej przebicie jest
powszechnie przyjmowaną w epistemologii alegorią, bodaj od czasów jaskini
Platona. Samo przebicie zasłony daje jednak tylko szansę na poznanie. Reszta
jest w rękach filozofa. Światło prawdy może oślepić. Trzeba zatem dysponować
odpowiednią metodą poznawczą.]
mówił długo
( a gdy tak mówił
rozszerzał się umysł jego
i dusza jego )
[I tu pojawia
się pierwszy konstruktywistyczny wątek, można by nawet rzec silnie związany ze
współczesną filozofią języka. Spinoza uznał, że poznanie świata za zasłoną
wymaga jego opisu i stawiania problemów. Wraz z ich werbalizowaniem wydaje mu
się że wie coraz więcej i coraz więcej rozumie. Słowa ubrane w konstrukcję
gramatyczną zaczynają mieć moc sprawczą – zamiast przybliżać nas do rzekomego prawdziwego
poznania, tworzą przed nami nową rzeczywistość.]
zadawał pytania
na temat natury człowieka
- Bóg gładził roztargniony brodę
pytał o pierwszą przyczynę
- Bóg patrzył w nieskończoność
pytał o przyczynę ostateczną
- Bóg łamał palce
Chrząkał
[Spinoza
stawia przed Bogiem klasyczne problemy filozofii w arystotelejskim wydaniu. Bóg
wydaje się zakłopotany. Przecież nie dlatego, że nie zna odpowiedzi na pytania,
ale raczej uznaje je za źle postawione.]
kiedy Spinoza zamilkł
rzecze Bóg
- mówisz ładnie Baruch
lubię twoją geometryczną łacinę
a także jasną składnię
symetrię wywodów
[Podstawowa
metoda którą Spinoza posługuje się aby poznać i zrozumieć świat – „jasna
składnia i symetria wywodów” – dla kusiciela ma walor jedynie estetyczny. Nie przybliża
nas do prawdy.]
pomówmy jednak
o Rzeczach Naprawdę
Wielkich
[W tym miejscu
rozpoczyna się zestaw niestosownych do metafizycznej sytuacji praktycznych
wskazań. Można by powiedzieć – kuszenie sensu
stricto. Warto nadmienić, iż Spinoza był wzorem niesłychanie cnotliwego
życia, a jego postulaty w tym zakresie porównywano do stoickiej terapii Marka
Aureliusza. Może nie bez powodu Herbert tego drugiego także wybrał sobie jako
ofiarę kolejnego swojego wiersza. Poniższe rady odnoszą się wprost do życia
żydowskiego filozofa, który utrzymywał się ze szlifowania soczewek, nie dbał o
dochody, odmówił dedykacji Ludwikowi XIV pomimo obietnicy dożywotniej renty,
odrzucił stanowisko na Uniwersytecie w Heidelbergu gdyż mogłoby ograniczać jego
swobodę wypowiedzi i nigdy się nie ożenił.]
- popatrz na twoje ręce
pokaleczone i drżące
- niszczysz oczy
w ciemnościach
- odżywiasz się źle
odziewasz nędznie
- kup nowy dom
wybacz weneckim lustrom
że powtarzają powierzchnię
- wybacz kwiatom we włosach
pijackiej piosence
- dbaj o dochody
jak twój kolega Kartezjusz
- bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
i tak go nie przeczyta
- uciszaj
racjonalną furię
upadną od niej trony
i sczernieją gwiazdy
[Klasyczna
filozofia, którą reprezentuje Baruch w swoich pytaniach do Boga w zasadzie jest
fundacjonistyczna. Raz przyjęty aksjomat stanowi podstawę dalszych rozumowań i determinuje
konkluzję osiąganą wedle ścisłych zasad logiki. To jednak tylko pozór. Komunikat
Boga jest jasny. Twój racjonalizm jest furią (nawet nie emocją) która poprzez
nadanie mu pozorów ścieżki prawdy staje niebezpieczny. Ani nie ma pewnych aksjomatów ani pewnych
rozumowań, zaś ukrycie ich pod pozorem pewności daję psychiczną siłę do
przezwyciężania podstawowej empatii do drugiego człowieka. I tu Bóg prorokuje.
Od owej furii „upadną trony i sczernieją gwiazdy”. Proroctwo retrospektywnie trafne.
Spinoza zapoczątkowuje nurty filozofii,
których zapewne by się nie spodziewał. Z jednej strony jest prekursorem racjonalnych
ateistów, z drugiej zaś niemieckich romantyków i ich następców (czyli Marksa) i
Nietschego. ]
- pomyśl
o kobiecie
która da ci dziecko
- widzisz Baruch
mówimy o Rzeczach Wielkich
[I znowu
niemal niezauważalne konstruktywistyczne przesunięcie. Bóg rozpoczyna swój
wywód mówiąc językiem Spinozy. Rzeczy są nie tylko Wielkie, ale są Naprawdę
Wielkie. Pod koniec wywodu jednak odniesienie do prawdziwości znika.]
- chcę być kochany
przez nieuczonych i gwałtownych
są to jedyni
którzy naprawdę mnie łakną
teraz zasłona opada
Spinoza zostaje sam
[Zasłona nie
dlatego opada, że kusiciel uznał, że czas skończyć przedstawienie, ale raczej dlatego,
że jego słowa zmieniają sposób postrzegania rzeczywistości przez filozofa.
Można powiedzieć, że kuszenie podmiotu lirycznego okazało się skuteczne, przynajmniej
w części obejmującej zasady epistemologii. W klasycznej filozofii chodziło o
podniesienie alegorycznej zasłony. Tu poznanie ma odwrotny charakter. Opadająca
zasłona przybliża nas do „prawdy” o naszych poznawczych ograniczeniach –
niestety towarzysz jej (tej prawdzie) przygnębiająca samotność. Może dlatego
Bóg radzi podążać za prostymi emocjami.]
nie widzi złotego obłoku
światła na wysokościach
widzi ciemność
słyszy skrzypienie schodów
kroki schodzące w dół
[Teraz Spinoza już nie jest pewien
czy w ogóle było / jest jakieś światło i złoty obłok. Czy Bóg odlatuje w górę,
czy schodzi po skrzypiących schodach i czy to był Bóg, czy może ktoś zupełnie
inny. Konstruktywistyczne doświadczenie ma w sobie tragiczny wątek. Teraz
potrzebna jest niewątpliwie odwaga herosa aby się z ową tragiczną wizją
zmierzyć.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz