Jeśli wydaje Ci się, że pieniądze które zarabiasz słusznie
ci się należą, to możesz być w błędzie. Zauważają to niektórzy ekonomiści i
filozofowie. Nasz dochód (w tym także ten wydawać by się mogło najbardziej
zasłużony, czyli wynagrodzenie za naszą pracę) jest pochodną szeregu
okoliczność, na które w większości nie mamy żadnego wpływu. Wystarczy przeprowadzić
prosty eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że taką samą pracę wykonujesz w Bangladeszu.
Ile wynosiłoby Twoje wynagrodzenie i czy w ogóle ktoś byłby chętny aby za nią
zapłacić? Niemniej przekonanie o zasłużonym dochodzie jest jedną z naszych,
powszechnie podzielanych intuicji moralnych, które mają silny wpływ na kształt
systemu podatkowego, a jakakolwiek reforma która szłaby im w poprzek, miałaby
wszelkie szanse na bojkot i porażkę.
Te intuicje moralne nie do końca odpowiadają teorii optymalnego opodatkowania opartej z grubsza
na wiedzy ekonomicznej głównego nurtu. O co chodzi w tej ostatniej? Zakłada
ona, że każdy z nas ma taka samą funkcję użyteczności (czyli w taki sam sposób
cenimy sobie dobra, za które musimy zapłacić i nasz czas wolny), a różnimy się
w naszej zdolności do zarabiania pieniędzy. Rząd ma określony cel dochodowy do
zrealizowania tzn. jest pewne kwota wpływów podatkowych które powinny być
osiągnięte. Dobrobyt społeczny będzie maksymalizowany jeśli w największym
możliwym stopniu zaspakajać będziemy potrzeby obywateli, niezależnie od ich
zdolności do zarabiania pieniędzy, a że funkcja użyteczności jest taka sama, to
powinny być one zaspokojone w sposób co najmniej podobny. Powyższe oznacza, że
ciężar płacenia podatków powinien w większym stopniu spocząć na tych bardziej uzdolnionych
do zarabiania. Ponieważ, jednak nie wiemy którzy to są (zdolności są nieobserwowalne),
w uproszczeniu opodatkowujemy bardziej tych lepiej zarabiających (dochody są
obserwowalne). To jednak może być pułapką. Zbyt wysokie podatki powodują, że ci
zdolniejsi, ograniczają swoje wysiłki aby zarabiać mniej. Zaczynają udawać, że
są mniej zdolni. W konsekwencji maleje baza podatkowa i wpływy do budżetu. Rozwiązaniem
jest poszukiwanie równowagi pomiędzy poziomem redystrybucji, a ekonomiczną
efektywnością opodatkowania.
Ekonomiści chętnie stosowali by tą teorię powszechnie,
wprowadzając konieczne poprawki co do detali, ale nie zmieniając ogólnej idei: ‘redystrybucja
versus efektywność’. Na przeszkodzie stoją jednak nasze, trudne do przewalczenia
sprawiedliwościowe intuicje. Oczywiście
chętnie zgodzimy się na redystrybucje w kierunku osób z naturalnie ograniczonymi
możliwości do podjęcia pracy (niepełnosprawni), ale już trudniej będzie nam tolerować
wspieranie nierobów, którzy wybrali sobie określony tryb życia sprowadzający
się do rozrywki i lenistwa. Zgodzimy się na wysokie opodatkowanie dziedzica
wielkiej fortuny, żyjącego z odsetek od kapitału, ale już trudniej będzie nam
opodatkować, być może zarabiającego te same pieniądze przedsiębiorcę, który
doszedł do swojej fortuny od „pucybuta do milionera”. Ogólnie mamy tendencję do
dzielenia dochodu który uzyskują ludzie na „zasłużony” i „niezasłużony” i nawet
jeśli temu pierwszemu towarzyszy element nieco przypadkowego szczęścia (np. przedsiębiorca
nie byłby milionerem gdyby nie niespodziewany rozwój technologii internetowej),
to nie eliminuje on elementu zasługi. W przeciwieństwie do szczęścia samego w
sobie (jak np. wygrana na loterii lub odziedziczenie fortuny). Kiedy Wielcy
Reformatorzy Podatków, zapominają o tych intuicjach, to zaczynają tworzyć
rozwiązania społecznie nieakceptowalne (jak np. bardzo lubiane przez ekonomistów,
a znienawidzone przez społeczeństwa zachodnie, podatki majątkowe). Ale
zestawienie tych dwóch teorii prowadzi do kilku interesujących postulatów
(reformatorom pod rozwagę):
1.
Generalnie społeczeństwa tolerują podatki, które
wiążę się ze społecznie szkodliwą konsumpcją lub dochodem ze społecznie szkodliwych
źródeł (np. akcyza za paliwa zatruwające środowisko lub na wyroby tytoniowe).
2.
Tolerowane są daniny związane z korzystaniem z
dóbr publicznych. Czym bardziej dane dobro jest wykorzystywane wraz ze wzrostem
zamożności tym wyższa może być danina (np. opłaty za korzystanie z dróg
publicznych).
3.
Transfery publiczne do osób mniej zamożnych są akceptowane
w oparciu ogólne zasady altruizmu, czyli głównie z uwzględnieniem tych, którzy
z przyczyn od siebie niezależnych nie są w stanie pokryć kosztów swojego utrzymania
(emerytury, renty inwalidzkie, świadczenia na rzecz dzieci).
4.
Silnie progresywne opodatkowanie w grupie
najbogatszych nie cieszy się takim poparciem społecznym, jakiego moglibyśmy oczekiwać
patrząc na zasadę interesu. Odbieranie istotnej części dochodu ciężko
pracującym, zaradnym przedsiębiorcom lub utalentowanym artystom jest sprzeczne
z teorią zasługi.
5.
Dochody będące pochodną czystego szczęścia (wygrane
w loteriach) mogą być opodatkowane wysoko.
6.
Dochody pasywne, niezarobione swoją pracę (zyski
z kapitału) mogłoby być opodatkowane wyżej niż dochód z osobistej pracy.
7.
Społeczeństwa łatwiej tolerują podatek od spadku
niż podatki majątkowe. Te drugie uważane są za podwójne opodatkowanie raz zarobionego
i zaoszczędzonego dochodu.
8.
Łatwiej zaakceptować nam podatek od konsumpcji
niż od dochodu.
Na koniec dwie uwagi. W dwóch powyższych punktach, teoria
optymalnego opodatkowania zdecydowanie zatryumfowała. W wielu krajach dochody z
wygranych w grach losowych, wbrew naszym sprawiedliwościowym intuicjom są
opodatkowane nisko (w Polsce 10%). Podobnie nisko opodatkowane są pasywne
dochody z kapitału (w Polsce 19%). W obu przypadkach racjonalność niskiego
opodatkowania związana jest z efektywnością. Nadmierne opodatkowanie hazardu
spycha go do szarej strefy, co prowadzi nie tylko do obniżenia bazy podatkowej,
ale też szeregu negatywnych skutków społecznych. Podobnie w przypadku dochodów
z kapitału, które historycznie były opodatkowane wysoko, aż ktoś odkrył, ze dla
kapitału granice nie istnieją i jego wysokie opodatkowanie prowadzi do ograniczenia
poziomu inwestycji.