poniedziałek, 25 lutego 2013

O moralności danin publicznych



W dzisiejszej Gazecie Prawnej znajduje się informacja o planowanej przez Ministerstwo Finansów akcji informacyjno-edukacyjnej „Z naszych podatków – dla nas” mającej na celu uświadamianie obywatelom, że wszyscy powinni ponosić ciężary publiczne i że środki gromadzone w ten sposób, służą wspólnym celom. Ministerstwo uzasadnia konieczność takiej akcji wynikami badań pokazujących, że co trzeci Polak traktuje płacenie podatków jako nieprzyjemny obowiązek i nie wie, na co są one przeznaczane.  Jak sądzę w tle jest jeszcze jeden problem, który Ministerstwo podnosi w uzasadnieniu do kolejnych projektów nowelizacji ustaw podatkowych. W ostatnim okresie bowiem skłonność obywateli do stosowanie przeróżnych instrumentów tzw. optymalizacji podatkowej wydaje się istotnie rosnąć.  To oczywiście przekłada się na spadające wpływy do budżetu. Walka zaś z optymalizacją poprzez zmiany prawa krajowego i międzynarodowego (umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania) wydaje się mało skuteczna. Łatając jedne dziury, kreuje się przy okazji nowe. Idealnie byłoby zatem, gdyby podatnicy zachcieli z nich nie korzystać dobrowolnie.  
Jak to jest z tymi podatkami? Czy stanowią one li tylko nieprzyjemny obowiązek, czy też w ramach akceptowalnych systemów etycznych można twierdzić, że ich płacenie jest nakazem moralnym? Wbrew pozorom jest to istotny problem. Wielu podatników, zwłaszcza tych płacących wysokie podatki, zadaje sobie to pytanie i dokonuje pewnych osobistych rozstrzygnięć i racjonalizacji swoich decyzji. Jako prawnik zajmujący się podatkami oraz filozof również czuję się legitymowany do wypowiedzi w tej kwestii. W bardzo dużym uproszczeniu można powiedzieć, że kultura europejska kręci się wokół dwóch źródłowych systemów etycznych: chrześcijańskiego, którego emanacją jest etyka tomistyczna oraz utylitarystyczego, wywodzonego od Benthama i Milla, XIX-wiecznych filozofów liberalnych.  Elementy solidaryzmu społecznego i konieczności ponoszenia pewnych ciężarów na potrzeby dobra wspólnego istnieją w obu tych systemach.  Zapewne w etyce chrześcijańskiej ów solidaryzm jest znacznie silniejszy. Mogą być też one różnie uzasadniane. W etyce utylitarystycznej dominować będzie przeświadczenie o wzajemnych korzyściach płynących ze wspólnie subsydiowanego życia społecznego. Oba te systemy będą jednak zgodne co do podstawowej kwestii: Danina publiczna będzie moralna lub nie niezależnie od obowiązującego prawa. Ogólnie to oczywiście mamy obowiązek przyczyniać się do dobra wspólnego, ale w szczegółach niestety tkwi diabeł. Może być bowiem tak, że prawo stanowić będzie o niesprawiedliwych podatkach i wówczas uzasadnienia dla moralnego obowiązku ich płacenia należy doszukiwać się gdzieś indziej. Fakt zniesienia podatku od spadku w tzw. I grupie podatkowej jest takim przykładem. Podatek ten powszechnie odbierany był jako niesprawiedliwy (a przy tym mało efektywny budżetowo, co nie pozostało bez wpływu na decyzję o jego zniesieniu). Czy ci którzy płacili go zanim został zniesiony wykonywali w istocie jakiś moralny obowiązek?  Być może tak, ale był to raczej obowiązek utrzymywania określonego ładu społecznego (który sam w sobie może być wartością) i posłuszeństwa wobec legitymowanej władzy.  Dorzućmy do tego jeszcze problem efektywności ściągania danin publicznych, co jest istotnym czynnikiem decydującym o ich normatywnym kształcie. Innymi słowy to jakie mamy podatki zależy w niewielkim stopniu od tego na ile one są moralnie uzasadnione, a w większym stopniu od tego na ile efektywnie można je ściągać. Stąd supremacja podatków pośrednich, konsumpcyjnych nad dochodowymi i majątkowymi. Koniec końców okazuje się zatem, że w naszych moralnych obowiązkach podatkowych nie wyjdziemy raczej poza ogólne stwierdzenia, że jakieś ciężary publiczne trzeba ponosić i że jakiś ład społeczny jest pożądany.  Trochę na wyrost, można pokusić się o dalsze postulaty, że wysokość tych danin powinna być w jakiś sposób odniesiona np. do poziomu zamożności (proporcja do dochodów), poziomu konsumpcji (akcyza na wyroby luksusowe) albo też poziomu wykorzystania infrastruktury publicznej (podatek od nieruchomości, opłaty postojowe na rzec samorządów). Szczegóły zaś zawsze reguluje ustawa, a ta niekoniecznie musi być moralnie uzasadniona. Nie da się zatem z systemów etycznych wywieść normy nakazującej maksymalizację obciążeń podatkowych. Nie da się także wywieść zakazu stosowania ulg podatkowych oraz rozwiązań redukujących obciążenia, niezależnie od tego na ile zostały one przez bezosobowego „ustawodawcę” przewidziane lub nie. Zakładając, że uznajemy ład społeczny za wartość, nie pozostaje nic innego jak trzymać się obowiązującego prawa. Trzymanie się tegoż, oznacza jednak jeszcze jeden postulat moralny. Nie oszukujemy. Czym innym jest wybór optymalnej podatkowo formy prawnej prowadzenia działalności gospodarczej (spółka komandytowa zamiast spółki z ograniczoną odpowiedzialnością czy też podatek zryczałtowany zamiast progresywnego), a czym innym tworzenie na papierze pozornych czynności, które przed organami podatkowymi sprawić mają wrażenie, jakoby stan faktyczny kreujący obowiązek podatkowy był zgoła odmienny od rzeczywistego.