wtorek, 10 lipca 2012

W obronie niekompetentnych sędziów


Wczorajsza Gazeta Wyborcza opublikowała raport z badań nad pomyłkami sądowymi, które to badania prowadzone były przez młodych naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego współpracujących z Forum Rozwoju Obywatelskiego. Główna teza tekstu GW brzmi: „ To sami sędziowie są głównymi sprawcami pomyłek sądowych - wynika z prekursorskich badań nad przyczynami niesłusznych skazań w Polsce”.
 No i mamy sensację! Któż by się spodziewał, że przy „pomyłce sądowej” myli się sąd?
Z zaciekawieniem i rozbawieniem przeczytałem ten tekst. Z jednej strony bowiem, jako zagorzały prawniczy realista, cieszę się, że ktoś w Polsce prowadzi badania nad faktycznym funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości, a nie uskutecznia intuicyjne spekulacje poparte wybiórczym, indywidualnym doświadczeniem. Z drugiej strony jednak, nie mogę odżałować, że badania te, wydają się być dotknięte szeregiem metodologicznych błędów, a ich teza końcowa wynika wprost z przyjętych założeń. W zasadzie nie trzeba było niczego badać, aby dojść do końcowych wniosku.
·         Zacznę od końca: Co w istocie badali badacze? Analizowali akta karnego postępowania sądowego, w których doszło do uchylenia wyroku sądu niższej instancji na skutek (jak należy się domyślać) skargi kasacyjnej. Każdy adwokat wie o tym, że podstawy skargi kasacyjnej są zakreślone wąsko i że w zasadzie dotyczą one najpoważniejszych uchybień proceduralnych oraz „rażącego naruszenia prawa, jeżeli mogło ono mieć istotny wpływ na treść orzeczenia” (art.523 par.1 kodeksu postępowania karnego). Ex definitione zatem zarzuty kasacyjne kierowane są przeciwko orzeczeniu sądu. Nawet jeśli dotyczą one uchybień policji czy prokuratury to i tak jest to wina sądu orzekającego, który uchybienia nie wyłapał odpowiednio wcześniej. Jeśli zatem „pomyłka sądowa” jest definiowana poprzez orzeczenie kasacyjne Sądu Najwyższego, to śmiało można założyć, że 100% przypadków jest ona spowodowana przez orzekającego sędziego sądu niższej instancji.  W kontekście powyższego może dziwić, dlaczego badacze ustalili że tylko w 68 na 119 badanych spraw doszło do „pomyłki  sądowej”.  Artykuł nie daje jasnej odpowiedzi. Można się tylko domyślać, że spośród wszystkich orzeczeń kasacyjnych, badacze wybrali te, gdzie w następstwie ponownego postępowania doszło do uniewinnienia.
·         Drugi problem: Jaką metodę badawczą zastosowali badacze? Z treści artykułu wynika, że „analizowali” akta i na podstawie tej „analizy” wyciągali wnioski, co do tego, kto zawinił. Należy założyć, że osoby czytające akta, dysponowały szczegółowymi instrukcjami co do tego, pod jakim kątem akta winny być czytane, w jakiej kolejności (co jest nie bez znaczenia) i jakie okoliczności winny być odnotowywane. Jeśli nawet zachowano tu najwyższą staranność, to nie widać jej w artykule prasowym. Pełen jest on bowiem wybiórczych przykładów szczególnie rażących niekompetencji, które w zasadzie nic nie mówią o systemowym problemie, a nawet o tym, czy on istnieje. Oczekiwanie bowiem, że wszyscy sędziowie będą doskonali jest mocno naiwne. Gdyby tak było, kontrola instancyjna byłaby zbędna. Jeśli zaś nie wszyscy są doskonali, i w jakimś stopniu godzimy się na to, to pytanie czy ujawniona liczba tych rażących niekompetencji odbiega od rozkładu normalnego (jak go zdefiniować?), a jeśli tak, to jakie mogą być systemowe przyczyny takiego stanu rzeczy.
·         Trzeci problem: Co to jest pomyłka sądowa? Badacze skupili się na przypadkach, gdzie ostatecznie w toku instancji uniewinniono osobę uprzednio oskarżoną i skazaną. Przy całym szacunku i zrozumieniu dla cierpienia tych osób, w gruncie rzeczy badacze badali przykłady wielkiego (choć kosztownego) sukcesu wymiaru sprawiedliwości. Ostatecznie bowiem osoba niewinna nie została prawomocnie skazana. Prawdziwy dramat dotyczy jednak osób, gdzie machina wymiaru sprawiedliwości nie zadziała, a osoba niewinna nadal siedzi w zakładzie karnym. Artykuł słusznie zwraca uwagę, że dotarcie do tych spraw jest wręcz niemożliwe. Możliwe jest jednak coś innego. Pomyłką sądową bowiem jest, każdy przypadek, w którym ostatecznie ustalony w orzeczeniu kończącym postępowanie stan faktyczny, różni się od rzeczywistego przebiegu zdążeń. Bez znaczenia jest przy tym to, czy chodzi o skazanie niewinnego, czy uniewinnienie winnego[1], czy też skazanie za czynną napaść na funkcjonariusza, podczas gdy nierozgarnięty podsądny zwrócił się do niego tylko niecenzuralnymi, obraźliwymi słowami.  Można bowiem założyć, że mechanizmy, które prowadzą do tych pomyłek są identyczne. Zamiast jednak konstruować szeroko zakrojone programy, zmuszające badaczy, podatnych na dokładnie te same uprzedzenia poznawcze, które dotyczą sędziów, prokuratorów i adwokatów, do ustalenia jak było „naprawdę”, a jak orzekł sąd, można skupić się na badaniu tych mechanizmów, z których znaczna część jest już w psychologii sądowej zidentyfikowana.


[1] Nie należy tracić właściwej perspektywy badawczej. Zaryzykowałby hipotezę, że mniej jest adwokatów przypominających sobie przypadki skazania niewinnych klientów, niż prokuratorów twierdzących że nie doszło do skazania oczywiście winnego podsądnego. W oczach policji i prokuratury świat pełen jest przestępców nieosądzonych należycie z braku dowodów lub z głupoty sędziego.

Pomyłki sądowe - tekst z Gazety Wyborczej